Street food w Bangkoku – gdzie warto zjeść?

napisane przez Natalia Kaliska

Jaki jest Bangkok? Na pewno zapada w pamięci i zaskakuje – czasem pozytywnie, ale czasem też negatywnie. Jeżeli jesteś zainteresowany moją ogólną opinią na temat Miasta Aniołów, to szczerą recenzję znajdziesz >>> TUTAJ. W tym wpisie natomiast, parę słów ode mnie na temat tego, co wszyscy kochamy najbardziej – pysznego i taniego jedzenia! Co to jest street food? Gdzie warto się wybrać na podboje kubków smakowych? Ile pieniędzy potrzeba aby dobrze zjeść w Bangkoku? Odpowiedzi na te wszystkie pytania znajdziesz poniżej! Zapraszam do mojego kulinarnego przewodnika:

1. CHATUCHAK MARKET

Pierwszy dzień był dniem naszego przylotu. Do hotelu przybyliśmy z samego rana (więcej o hotelach, w których zdecydowałam się zatrzymać znajdziesz >>> TUTAJ). Pokój na szczęście był już dostępny. Pomimo wielkiej ekscytacji nie obyło się bez szybkiej drzemki. Po małej regeneracji sił udaliśmy się na jedną z atrakcji, na którą wyczekiwałam najbardziej – street food. Markety z ulicznym jedzeniem wybierałam na podstawie sugestii z bloga justdeliciousx, na którym znajdziesz jeszcze więcej wskazówek dotyczących Bangkoku i nie tylko – gorąco polecam. Pierwszym miejscem, które odwiedziłam był Chatuchak Market, jeden z największych na świecie weekendowych rynków z jedzeniem. Jeżeli uwielbiasz swojską atmosferę, poszukiwania perełek modowych za grosze i orientalne przekąski to jest to miejsce zdecydowanie dla Ciebie. Dostaniesz tu wszystko! Od podróbek luksusowych marek, przez ciuchy, ceramikę i książki po pyszne i tanie jedzenie. Pierwsze moje wrażenie na temat marketu było dość przytłaczające. Jeszcze lekko zaspana, wrzucona pierwszy raz w życiu na głęboką wodę do prawdziwego centrum i kwintesencji tajskiej kultury – to było sporo do przetrawienia. Niesamowity chaos, tłum, zgiełk i niestety brud. Jednak, z każdą kolejną godziną w Bangkoku adaptowałam się coraz bardziej i coraz łatwiej przychodziło mi odnajdywanie się w tym środowisku. Przysmakiem, który spróbowałam na Chatuchak Market były słynne lody kokosowe – podane były w łupince kokosa, z jadalnymi kwiatami i z możliwością posypania ich dowolną ilością posypek. Osobiście jestem wielką fanką wszystkiego co kokosowe, ale to przebiło moje najśmielsze oczekiwania. W Tajlandii budki z lodami kokosowymi znajdziesz na każdym rogu – koniecznie ich spróbuj.

Informacje praktyczne:

  • Market otwarty jest w soboty i niedziele w godzinach 7-18:00 (im wcześniej tym mniejsze tłumy)
  • Koniecznie miej przy sobie gotówkę!
  • Nie bój się targować – w Tajlandii brak chęci do targowania jest wręcz odbierana jako brak szacunku. Na początek możesz zaproponować nawet 50% ceny – Tajowie są bardzo otwarci na negocjacje
  • Nie zdziw się – ceny są tu trochę wyższe niż w innych miejscach, ze względu na wysoką popularność i renomę marketu
  • Przykładowe ceny: lody kokosowe – ok. 60 ฿, krewetki w tempurze – ok. 100 ฿, dania z ryżem/sajgonki/szaszłyki – ok. 100 ฿, t-shirty/sukienki/kombinezony – ok. 100-250 ฿, naczynia ceramiczne – ok. 200 ฿
  • 1 ฿ = ok. 12 groszy

2. OR TOR KOR FLOWER MARKET

Kolejnym marketem, który odwiedziłam był Or Tor Kor Flower Market, jeden z topowych bazarów spożywczych na świecie. To miejsce polecam każdemu kto ekscytuje się na widok – i smak – świeżych, egzotycznych owoców, warzyw i ryb. Na markecie wystawiają się prawdziwi rolnicy z różnych części Tajlandii, prezentujący produkty pochodzące z ich własnych upraw. Świeżość gwarantowana. Znajdziesz tutaj pachnące przyprawy, owoce morza i nie tylko: najpyszniejsze mango, papaje, kokosy, dragon fruity, jak i rambutany oraz (gwóźdź programu) duriany! Tak, to właśnie w tym miejscu spróbowałam mojego pierwszego w życiu duriana, owoca okrzykniętego najbardziej śmierdzącym na świecie i szczerze mówiąc myślałam, że będzie pachniał o wiele gorzej! Różnych ciekawostek się o durianie nasłuchałam, łącznie z tym, że w tajskich hotelach wiszą zakazy przetrzymywania ich w pokoju, ze względu na smród, którego bardzo ciężko się potem pozbyć. Moim zdaniem jednak był to zapach zdecydowanie do zniesienia – chyba gorzej ze smakiem. Smakował jak połączenie soczystej cebuli i mango – z tego co pamiętam tak właśnie go po pierwszym kęsie określiłam. Niestety nie dałam rady zjeść nawet całego, ale wyobrażam sobie, że wiele osób może w nim gustować i bez wątpliwości jest warty spróbowania.

Informacje praktyczne:

  • market otwarty jest codziennie, w godzinach 8:00-18:00
  • przykładowe ceny tajskich owoców za sztukę: durian (zaskakująco drogi) – ok. 400 ฿, mangostan – ok. 3 ฿, rambutan – ok. 5 ฿

3. PHETCHABURI SOI 5

Ostatnim food marketem, który udało mi się zwiedzić był Phetchaburi Soi 5, o klimacie nieco odmiennym od pozostałych. Jest to długa ulica, z której rozciąga się wiele mniejszych. Znajdziesz tu zdecydowanie więcej dań i przekąsek aniżeli owoców, koktajli, przypraw, czy ubrań i rękodzieł. Jest tu też mnóstwo małych restauracji, gdzie jedzenie może również zostać podane Ci do stołu. Sporo krążyliśmy zanim zdecydowaliśmy się na wybór miejsca, ale jedno czego nauczyłam się w Tajlandii to fakt, że street food to street food, nie elegancka restauracja i nie można się bać próbować potraw, nawet jeżeli stanowisko gdzie je sprzedają nie wygląda porywająco. Jeżeli Ciebie również złapie taki lęk to moja rada: nie wybrzydzaj i nie krąż w poszukiwaniu dogodniejszego miejsca, tylko odważ się na spróbowanie potrawy, która podoba Ci się sama w sobie! Później jest już łatwiej. Osobiście najbardziej zachwyciły mnie khanom krok, czyli kokosowe kulki, zapiekane jak gofry, chrupiące na zewnątrz, kremowe w środku – mniam!

Informacje praktyczne:

  • market otwarty jest przez cały dzień
  • przykładowe ceny: szaszłyk z grilla – ok. 20 ฿, pad thai – 50-80 ฿ (w knajpie drożej), tajskie noodle – ok 50 ฿, khanom krok – 20 ฿ (porcja – ok. 8 kulek), tajskie bubble tea – ok. 30 ฿

4. FOOD COURTS

Jeżeli jednak nie jesteś fanem typowego street food, to dobra wiadomość również dla Ciebie – w Tajlandii popularne są też tzw. foodcourty, znajdujące się w dużych (klimatyzowanych!) centrach handlowych. Ja wybrałam się do Siam Paragon, najsłynniejszego centrum handlowego w Tajlandii. Tutaj zastałam już typowo europejski i bardziej luksusowy klimat: eleganckie knajpy i restauracje, kelnerzy w białych koszulach. Trzeba się tutaj oczywiście liczyć z wyższymi cenami. Osobiście zdecydowałam się na pad thai, za którego zapłaciłam aż 350 ฿ (na zwykłych marketach udawało mi się go dorwać nawet za 50฿, w porywach 100฿) i powiem szczerze, że wcale nie był lepszy niż te, które dostałam na ulicy. Ba! Na pewno był gorszy (ale oczywiście dalej bardzo smaczny). Podobno warto odwiedzić również foodcourty w centrum Terminal 21 lub West Gate Mall – mi się niestety nie udało ale dajcie koniecznie znać, jeżeli tam byliście!

5. KAŻDA INNA ULICA BANGKOKU (mój faworyt!)

Powyższe miejsca, które opisałam to najsłynniejsze rynki z tajskim jedzeniem w Bangkoku. Z urok street foodu można skorzystać jednak na każdym rogu! Owoce morza, ryby, mięsa, dania z ryżem, makarony, smoothies, naleśniki i wiele więcej – takie potrawy dostaniesz wszędzie. I pamiętaj – im mniej znane miejsce tym niższa cena, a jakość i smak porównywalnie dobre. Najlepiej wspominam ucztę z ostatniego dnia w Bangkoku – nakupowaliśmy na wynos mnóstwo dań i przekąsek i urządziliśmy sobie prawdziwą biesiadę w pokoju hotelowym. Wieprzowina z ryżem w sosie orientalnym, chrupiące krewetki i kraby w tempurze, tajskie pierożki na parze, grillowane szaszłyki, no i nie zapominajmy o największym hicie – sushi z supermarketu! Dla mnie, największej fanki sushi na świecie, to był prawdziwy raj! Tajskie sushi, prosto z marketu to niebo a ziemia w porównaniu do tego co mamy w polskich sklepach. Z ręką na sercu, jakościowo było tak samo dobre jak to co dostajemy u nas w knajpach. Za taki kompletny set przeróżnych dań zapłaciłam maksymalnie 200 ฿, czyli ok. 25 zł (szok). Do tego na przekąskę do filmu chipsy krabowe, piwko Singha (cud miód!), śmieszne winko w puszce o smaku lychee, widok na panoramę Bangkoku z balkonu i pełnia szczęścia osiągnięta 😉

 

PRZECZYTAJ TAKŻE

Zostaw komentarz