Czy miłość uzależnia?

napisane przez Natalia Kaliska

Miłość jak narkotyk – fikcyjna metafora czy stwierdzenie poparte naukowo?

Uzależniłam się od niego.

Ona jest jak narkotyk.

Po tym zerwaniu czuję się jak na odwyku.

Okazuje się, że nie bez powodu się tak czujemy! Zauroczenie naprawdę jest jak pierwszy łyk alkoholu, dawka nieznanego nam wcześniej narkotyku. Czujemy wielkie podekscytowanie, po pierwszym udanym spotkaniu pragniemy natychmiastowo kolejnego. Im więcej spędzamy czasu z tą osobą, tym częściej mamy potrzebę się spotykać.

Żeby osiągnąć wystarczająco wysoki poziom satysfakcji z miłości, który nas zaspokoi, ciągle chcemy zwiększać jej dawkę – im dłużej jesteśmy zakochani, tym bardziej łakniemy jeszcze mocniejszych wrażeń i jeszcze silniejszego uczucia.

Zerwanie jak odwyk?

Kiedy partner mówi, że potrzebuje czasu tylko dla siebie, nagle w głowie zapala nam się czerwona lampka i odczuwamy pierwsze objawy odstawienia: część z nas traci apetyt, dostaje bólów brzucha, nie może zasnąć. No i najgorszy możliwy scenariusz (chociaż w niektórych przypadkach z perspektywy czasu okazuje się być najlepszym) – PARTNER Z NAMI ZRYWA! Niektórzy są silni, po niektórych to spływa. Ale Ci bardziej wrażliwi są wtedy już na prawdziwym GŁODZIE. Pojawiają się depresyjne stany, nudności, mocne rozdrażnienie i ta wręcz obsesyjna tęsknota za trucizną.

Dopiero po większym okresie ostrej abstynencji, dzięki skupieniu na sobie i wsparciu bliskich, rana się goi i wreszcie udaje nam się powrócić do stanu wyjściowego!

Namiętność od pierwszej dawki

Jeżeli czytałeś mój wpis o trójczynnikowej koncepcji miłości (>>> PRZECZYTAJ!) to już wiesz, że wyróżniamy jej 3 składniki: namiętność, intymność i zaangażowanie. Na początku związku największe znaczenie ma namiętność i to właśnie ona może sprawić, że „uzależnimy” od partnera. Poziom tego składnika niesamowicie szybko rośnie, ale równie szybko opada, a po 2 latach osiąga stabilny, stosunkowo niski, poziom. To właśnie dlatego wiele par rozpada się po okresie 1,5-2 lat – czar pryska. I to właśnie dlatego najciężej jest powrócić do codzienności po takim świeżym zerwaniu – resztka namiętności dalej skryta w naszym sercu nie pozwala nam łatwo odzwyczaić się od „narkotyku”.

Nie przekonują Cię takie metafory? Spójrzmy więc na to od strony naukowej!

Co nas napędza?

Namiętność wiąże się z wysokim poziomem pewnego neuroprzekaźnika w naszym mózgu – dopaminy. Dopamina to jeden z tak zwanych hormonów szczęścia (czasem też zwany hormonem miłości). Napędza nas do działania, odpowiada za  poczucie satysfakcji i tworzenie pozytywnych skojarzeń. To dzięki niej identyfikujemy ukochaną osobę z przyjemnymi emocjami – przez obecność dopaminy nasz mózg automatycznie chce abyśmy kojarzyli tę osobę pozytywnie. Według badań na temat neuroobrazowania aktywności mózgu, wykonanych przez fMRI (funkcjonalny rezonans magnetyczny), kiedy patrzymy na twarz swojego partnera rośnie aktywność struktur mózgu odpowiedzialnych właśnie za wydzielanie dopaminy. Co ciekawe, te same układy mózgu związane są z tzw. „układem nagrody” – ośrodek odpowiedzialny za przyjemność. Uaktywnia się od podczas odczuwania stanów upojenia, ekstazy i działań mających na celu osiągnięcie przyjemnego stanu. Układ ten pobudza się również przy jedzeniu… CZEKOLADY! Tak, nie bez powodu wiele z nas sięga po słodycze gdy jest nam smutno.

Zaufanie na sprzedaż?

Kolejnym składnikiem miłości jest intymność – tworzenie z partnerem naszej unikatowej relacji, bezpiecznej przestrzeni, w której możemy mówić sobie wszystko i wzajemnie dbać o nasze dobro. Te aspekty związane są z obecnością kolejnego neuroprzekaźnika w naszym mózgu – oksytocyny, tzw. hormonu więzi społecznej i… MACIERZYŃSTWA. U kobiet w ciąży lub po urodzeniu jej poziom bardzo intensywnie rośnie przy takich działaniach jak dotykanie dziecka lub patrzenie na nie. I mniej więcej tak samo działa on w relacji z naszym partnerem. Hormon ten odpowiada również za poziom zaufania. Ciekawostka – jest możliwe kupić oksytocynę w sprayu! Pewne badanie pokazało, że po donosowej dawce okscytocyny mężczyźni byli bardziej skłonni uznawać twarze innych za znajome, pomimo, że nigdy wcześniej ich nie widzieli! Działa to w dwie strony – poziom tego hormonu rośnie zarówno gdy inni okazują nam ufność, ale również gdy my zachowujemy się w ten sposób. Jesteśmy wtedy też bardziej otwarci, komunikatywni, empatyczni. Wskazówka – jeżeli chcesz aby w Twoim związku było jeszcze więcej bliskości to dbaj o ciągłą produkcję oksytocyny! Wzrasta ona gdy się dotykamy, przytulamy, ale najbardziej gdy… osiągamy orgazm. Właśnie dlatego układy friends with benefits często nie wychodzą – mózgu nie oszukasz!

A motyle w brzuchu? Skąd się biorą i dlaczego z czasem znikają?

Motyle w brzuchu to najzwyczajniej w świecie oznaka… stresu! A stresujemy się głównie na początku relacji. Podczas pierwszej fazy związku, fazy pożądania, wzrasta w naszym organizmie poziom kortyzolu, hormonu stresu. Na pierwszych randkach pocą nam się ręce, szybciej bije serce a kiedy jeszcze się tak dzieje? Kiedy się po prostu stresujemy. Z czasem, gdy czujemy się w obecności partnera coraz bardziej komfortowo i bezpiecznie, symptomy stresu zanikają, a wraz z nimi te motyle w brzuchu, które często uznajemy za oznaki „magii” i czegoś wyjątkowego w naszym związku.

Podsumowując…

Wcale Ci się nie wydaje! Neuronaukowcy potwierdzają, że miłość uzależnia. Dlatego warto na początku relacji dawkować ją rozważnie i nie zapominać o tym aby równolegle dbać również o te aspekty dobrego samopoczucia, które nie są związane z partnerem.

Poznałeś też już sposoby na budowanie bliskości i zaufania. Pamiętaj – to Ty rządzisz tym co dzieje się w Twojej głowie. Działaj świadomie a zaskoczysz się pozytywnie jak wiele emocji jesteś w stanie kontrolować.

PRZECZYTAJ TAKŻE

1 komentarz

Patrycja 7 stycznia 2021 - 19:43

Bardzo ciekawy wpis, to fajnie, ze pomagasz zrozumieć czy uwarunkowane są nasze zachowania i uczucia – to nie magia, to tylko nas mózg!

Zostaw komentarz